niedziela, 30 listopada 2014

Nawalony bezrobotny

Miernota chwilowo bezrobotny, więc siedzi w domu z córką, która w związku z tym nie chodzi do przedszkola. Podobno pilnuje córki. Pilnowanie to wygląda tak:

Wracam pewnego dnia do domu, a mąż leży nawalony piwskiem na dywanie w pokoju syna i brzdąka na dziecięcej gitarze. Córka w tym czasie rysuje ołówkiem po ścianie w kuchni.

Dobrze, że nie wpadła na pomysł, żeby się pobawić nożami, bo potrafi sobie przystawić krzesło i wyciągnąć z szuflady na co ma ochotę - zdążyłaby się wykrwawić zanim ojciec podniósłby się z podłogi w pijackim amoku.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Nie odwiozę dziecka do szkoły!

Miernota nigdy nie przepuści okazji, żeby komuś nie dokuczyć, nie dokopać, sprawić przykrość lub zawieść. W najprostszych sprawach nie można na nim polegać.

Pewnego dnia miał jechać do miejscowości odległej o mniej więcej godzinę jazdy. Miał tam być na 10.00 rano, więc stwierdził, że musi wyjechać o 8.00. Poprosiłam, żeby wyjechał o 8.05 i podrzucił dziecko do szkoły, którą otwierają o 8.10.

Następnego dnia rano krzątam się po domu z założeniem, że nie muszę syna odprowadzać do szkoły. Nagle, o godzinie 7.50, widzę przez okno, że miernota wyjeżdża spod domu!
Ani nie powiedział, że już jedzie, ani nie powiedział, że nie podrzuci syna do szkoły. Po prostu sobie pojechał.
Dzwonię do niego na komórkę i pytam, czy już jedzie do C. - miałam nadzieję, że może jedzie jeszcze po coś do sklepu, ale nie, olał nas na całego i sobie pojechał.

Niby nic, tylko, że było po deszczu, mokro i zimno, a ja musiałam na szybko wybierać się z domu z dwuletnią córką tylko dlatego, że miernocie nie chciało się, bo podrzucenie starszego dziecka po drodze do szkoły to taka niedogodność.

I żeby chociaż powiedział, że tego nie zrobi! Toż na obcych ludziach można bardziej polegać, bo normalni ludzie jak nie chcą, albo nie mogą to powiedzą, uprzedzą, a nie olewają i zostawiają na lodzie! Czy tak zachowuje się mąż i ojciec???

czwartek, 20 listopada 2014

"K" z pętelką

k k k k k k k k k k k k k k k

To, że mnie mój mąż nawet nie lubi, nie podlega żadnej dyskusji. Ale że nie lubi własnego dziecka? Syna, pierworodnego?

Kiedy patrzę, jak się do Syna odnosi, myślę, że go wręcz nienawidzi.

To prawda, że ośmiolatek potrafi być strasznie irytujący, niegrzeczny i nieuprzejmy, ale czy naprawdę trzeba reagować z taką skrajną złością i agresją? Czy jak nieładnie siedzi przy stole trzeba tak go walić po dłoni, żeby mu prawie połamać palce?

Stosunek męża do naszego syna jest bardzo negatywny. Nigdy za nic go nie chwali, zawsze tylko krytykuje, łaja, strofuje.

Syn bardzo dobrze radzi sobie w szkole, sam odrabia zadanie domowe, nie trzeba go pilnować, dużo czyta - nigdy nie usłyszał jednego dobrego słowa, jednej pochwały z ust ojca. Wręcz przeciwnie - swego czasu strasznie się go ojciec czepiał, że źle pisze literkę k. A pisał tak, jak go w szkole uczyli, z taką pętelką:
k
Ale ojca w szkole 30 lat temu uczyli inaczej, bez pętelki:
k
I teraz każdy inny styl odbiegający od tamtego jest zły, niedobry, nieprawidłowy - bo tak sobie ojciec ubzdurał. I wrzeszczy na biedne dziecko, aż w końcu powiedziałam mu, żeby poszedł do pani dyrektor szkoły i jej powiedział, że nauczyciele źle uczą dzieci pisać a nie wyżywał się na dziecku.

k k k k k k k k k k k k k k k k k