niedziela, 28 grudnia 2014

Prezenty

Za kilka tygodni minie 20 lat od pewnego dnia, kiedy spotkaliśmy się z mężem pierwszy raz.
Pamiętam bardzo dokładnie i datę i okoliczności.

Od tych niemal dwudziestu lat, w tym roku zdarzyło się pierwszy raz, że nie dostałam od męża prezentu pod choinkę.

Nie, nie było to wynikiem umowy.

Jestem już dużą dziewczynką i nie ubolewam nad brakiem podarunku z materialnego punku widzenia. Jego brak ma inny wymiar - określa jednoznacznie stosunek męża do mnie.
W końcu to bliskich (i znajomych) obdarowuje się prezentami. Widać, nie kwalifikuję się nawet do grona osób, którym wypada dać jakiś prezent.

Nie zaskoczyło mnie zachowanie męża, mimo że zachował się dokładnie tak, jak to przewidziałam, Było, i nadal jest mi, przykro. Po mężu wszak oczekujemy innej postawy wobec żony.

A ja postarałam się o prezent dla niego. Tyle, że mój prezent został wzgardzony - do tej pory nawet nie został odpakowany. Tym też mnie  mąż nie zaskoczył - już raz tak zrobił, kilka lat temu. Po miesiącu sama odpakowałam i oddałam do sklepu.

Myślę, że takie zachowanie świadczy o bardzo złym wychowaniu osoby, która nawet nie raczy odpakować otrzymanego prezentu, zwłaszcza, że wie, że wyrządzi tym darczyńcy przykrość.

Wychodzi na to, że mąż mój specjalnie sprawił mi przykrość i to podwójnie.

Dwa razy, to o jeden raz nadto.

A doszedł do tego raz trzeci.

Mężowi zawsze przeszkadzało to, że robię na drutach. Białej gorączki dostaje na widok włóczki, a ilekroć zapytany czy podoba mu się to co zrobiłam, zawsze wyraża się negatywnie i znajdzie coś do skrytykowania.

A w dzień po Bożym Narodzeniu wyszedł z domu z reklamówką, w której było kilka motków włóczki. Zauważyłam i kolor i markę.

Nie trzeba być super rozgarniętym, aby sobie zadać pytanie: Dla kogo ta włóczka?
Bo gdyby była dla mnie, to dostałabym ją pod choinkę i nie byłoby potrzeby wynoszenia jej po kryjomu z domu.

I jak to jest, że włóczka w moich rękach działa na męża jak czerwona płachta na byka, a sam kupuje włóczkę dla kogoś innego. Dzierganie to raczej kobieca domena, więc trudno uniknąć wniosku, że to dla innej kobiety mąż mój kupuje prezent, którego mi poskąpił.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Metody wychowawcze

Miernota nie kryje swojej radości i śmieje się głośno ilekroć syn mnie nie słucha albo jest wobec mnie nieuprzejmy czy opryskliwy.

Sposób miernoty na wychowywanie dzieci to pozwalanie im na wszystko i spełnianie wszelkich zachcianek do momentu, kiedy zachowanie dziecka zacznie go denerwować. Wtedy jest walenie po palcach, bicie po głowie, rzucanie dzieckiem o podłogę, wyzwiska i odgrażanie się, że dziecko zaraz dostanie w łeb.

piątek, 12 grudnia 2014

Podstawa orzeczenia o chorobie umysłowej

Pewnego popołudnia mąż nagle zadał mi pytanie:

- Cz K (nasz syn) jest normalny?
- ??? - nie bardzo wiedziałam o co chodzi...
- Czy K ma coś z głową!?
- Moim zdaniem jest zupełnie normalny i nic mu nie jest, ale o co chodzi?
- Bo to nie jest normalne! No chodź i sama zobacz! 

Idziemy do łazienki, mąż podnosi deskę klozetową.
Okazało się, że syn zrobił kupę i nie spuścił wody.

- To nie jest normalne, żeby chłopak w wieku dziewięciu lat nie spuszczał wody! - mąż dalej drąży temat. - Bo to nie jest pierwszy raz! I na dodatek osrał sobie majtki bo papieru nie ma w kiblu więc nie wytarł sobie tyłka!

Spuściłam wodę i nie podjęłam tematu.
Jak się chce, to zawsze się znajdzie coś o co można urządzić aferę.
Albo orzec chorobę umysłową u własnego dziecka.



niedziela, 7 grudnia 2014

Gdzie ku**a te piloty!

Miernota bluzga mięchem aż uszy puchną.
Zwracam nieustannie uwagę, ale bez skutku. Nie ma znaczenia dla prostaka, że przy dzieciach nie powinno się używać brzydkich wyrazów. Nie dociera tłumaczenie, że nie wypada przy kobietach i dzieciach. Zero samokontroli i hamulców.

Pewnego dnia  miernota ubzdurał sobie, że syn zabrał pilota od kablówki do szkoły.
Dzwoni do mnie do pracy i wrzeszczy, że mu kur*a tak wpierd**i, że dupę będzie miał siną, że tak mu da w łeb, że krew poleci, i dalej w tym stylu.

Mówię, żeby poszukał dobrze w domu, bo pewnie oba piloty (i ten od telewizora i ten od kablówki) są gdzieś wciśnięte w fotel. Odpowiedź: Sprawdzałem już - nie ma!

A cała afera podobno dlatego, żeby puścić dwuletniej córce telewizję.
Tłumaczę, że telewizor można włączyć bez pilota - (Nie da się!), bajki można oglądać na komputerze, a tak w ogóle, to da się przeżyć jeden dzień bez telewizora.
Można przecież pójść do parku, do ogródka, pobawić się z dzieckiem... - miernota twierdzi, że nie da się...

Okazało się, że oba piloty leżały sobie przez cały ten czas wciśnięte między siedzenie a brzeg fotela, i cała ta afera, odgrażanie się, rzucanie mięsem i pomstowanie nie były potrzebne.
Czy miernota przyznał, choćby szeptem, że nie miał racji i niesprawiedliwie oskarżył dziecko?
Nie, miernota, we własnym mniemaniu, nigdy nie popełnia błędów...