poniedziałek, 26 lutego 2018

Każdy sobie, a dzieci jeść nie muszą

Na początku stycznia mąż powiadomił mnie pocztą elektroniczną, że od tej pory jego wypłaty będą przychodzić na jego konto (założył sobie własne) a nie na wspólne.
Zadeklarował także, że zwróci mi połowę raty kredytu za dom, opłaty za prąd, wodę, internet i śmieci. Dodał, że za jedzenie nie odda mi połowy, bo nie zjada z "naszego" (czyli mojego i dzieci) jedzenia aż tyle. (O tym, że dzieci też muszą coś jeść, a on, jako ich ojciec, powinien partycypować w kosztach, zapewne zapomniał.)

W tej samej wiadomości powiadomił mnie także, że szuka mieszkania i chce się wyprowadzić od pierwszego lutego.

Ostatecznie zabrał część swoich rzeczy i przestał sypiać w domu 15 lutego.

niedziela, 21 stycznia 2018

"Wesołych, pogodnych świąt..."

Na cztery dni przed Wigilią mąż urządził mi awanturę o bloga.
Tego bloga - "to gówno" jak się wyraził.

Nie zauważył, że opisywane zdarzenia miały miejsce - to mu nie przeszkadza, tylko to, że ośmieliłam się o tym napisać. Czyli, jak Kali wobec dzieci i żony jest wredny to CACY, ale kiedy żona ośmieli się to opisać, to to już jest BE i Kali czuje się urażony.

Dowiedziałam się wielu przykrych rzeczy na swój temat, między innymi to, że jestem fałszywa, że bloga prowadzę, by moje koleżanki użalały się nade mną i mi przyklaskiwały.

Jak zwykle większość z tych zarzutów jest bezzasadna i wzięta z sufitu. Bloga prowadzę od niemal pięciu lat, wejść na bloga było w tym czasie 1-2 dziennie (dokładnie 2613), ten wpis jest czterdziestym-ósmym, komentarzy w tym czasie pozostawiono dwa. No ale przecież nie chodzi o fakty tylko o to, żeby dokuczyć, dopiec, sprawić przykrość. Każdy pretekst jest dobry.

Potem jeszcze oznajmił mi, że więcej nie wsiądzie do tego samego samochodu co ja, że podczas Wigilii opłatkiem się ze mną nie przełamie, i że jak "tego gówna" nie zlikwiduję to on się wyprowadza. (Zostawiłam mu odpowiedź na karteczce: Zrobisz jak zechcesz. Nie szantażuj mnie więcej. Poradzimy sobie i bez Ciebie.) 

Rzeczywiście, na Wigilię do znajomych pojechał osobno, opłatkiem się ze mną nie przełamał (nie odzywa się do mnie od tamtej nocy) a prezentu pod choinkę nie dostałam (jak od kilku lat z resztą, więc nic nowego). Ponieważ to ja przygotowałam rybę na wieczerzę, jadł jedynie ziemniaki z kapustą.

W Sylwestra w południe udał się w kierunku nieznanym (nigdy nie informuje kiedy wychodzi z domu ani dokąd się udaje) a na imprezie u znajomych nie pojawił się.

Od tamtej nocy demonstruje jak ciężko jest obrażony także tym, że nie wyrzuca śmieci ani nie przynosi drewna do kominka - obowiązki te przejął syn. No i chodzi na ping ponga już nie 3 ale 4 lub 5 razy w tygodniu.

środa, 3 stycznia 2018

Nieobecność II

W połowie grudnia miał miejsce recital córki.
Ojciec wiedział, którego dnia i na którą godzinę, ale wybrał ping ponga.
W tamtym tygodniu grał w ping ponga już 3 razy (środa, piątek, sobota), ale uznał, że tamtej niedzieli ważniejszy jest ping pong z kolegą (czwarty raz w tygodniu) aniżeli koncert córki.

niedziela, 3 grudnia 2017

Nieobecność

Syn gra w orkiestrze szkolnej a pod koniec listopada odbył się koncert.
Ojciec wiedział o koncercie od dawna, pytany czy wybierze się z nami zapewniał, że tak.
I jak zwykle, w ostatniej chwili, kiedy już wychodziliśmy stwierdził, że nie idzie.
Bo miał ciężki dzień w pracy, bo wrócił późno...
Ale do sklepu monopolowego po alkohol zdążył wstąpić!

środa, 29 listopada 2017

Instrument

Ponieważ córka zaczyna naukę gry na pianinie, w domu pojawił się instrument.
Na razie to tylko pożyczony keyboard.
 Wnoszę go do domu a miernota komentuje:

- Jeszcze kurw* keyboard do tego wszystkiego!


sobota, 3 czerwca 2017

Ping pong ważniejszy niż dzieci

W maju syn brał udział w szkolnym przedstawieniu.

Tata nie pojawił się na widowni. Grał w tym czasie w ping ponga.

Wczoraj miała miejsce ceremonia ukończenia przedszkola córki.

Tata ponownie wybrał grę w ping ponga.

Widać na jakim miejscu na liście priorytetów Miernoty plasują się ping pong oraz dzieci.