Od zawsze to ja w naszym małżeństwie zajmowałam się wszystkimi urzędowymi sprawami z płatnościami włącznie.
Kilka miesięcy temu mąż oświadczył mi, że mam nie otwierać jego prywatnej korespondencji - i nie chodziło o listy od osób prywatnych, bo takich nie dostaje, tylko właśnie o korespondencję z banku, karty kredytowe itp.
No dobrze.
A potem zaczął mi podrzucać wyciągi z kart do zapłacenia.
Czyli tak: otwierać i oglądać mi nie wolno (bo w ten sposób można mi utrzeć nosa) ale płacić mam (bo tak jest miernocie wygodniej)?
A jak znam kwotę do zapłaty (wykaz transakcji oderwany - nie dla oczu żony!) to nie narusza to prywatności męża? A może sam fakt, że przez pół minuty trzymałam kopertę w dłoni sprawia, że staje się ona toksyczna i grozi miernocie śmiertelne niebezpieczeństwo?
W koćcu zwróciłam mu uwagę i teraz sam sobie wysyła płatności.