czwartek, 2 kwietnia 2015

Brak słów...

Nasza dwuletnia córka, brojąc, przewróciła suszarkę z praniem.
Miernota widzi, nie reaguje, siedzi spokojnie na kanapie i nie rusza się z miejsca, a  mokre pranie leży na podłodze.
Po jakimś czasie przybiega do mnie starsze dziecko z wiadomością co się stało.
Idę z kuchni, robię porządek, a ten dalej siedzi i nic.
I żeby to jeszcze były moje ubrania, ale to były ubranka córki...

*          *          *

Syn rozlał mleko - cały kubek - na stół, krzesło, podłogę.
Zdarzyło się to, kiedy byłam zajęta w łazience kąpaniem młodszej córki, ale mąż był obecny.
I co?
I nic!
Wyszedł z kuchni i zostawił ten cały bałagan do posprzątanie dla mnie.

*          *          *

Nastawiając pralkę nie zauważyłam, że rękaw jednej z rzeczy został przyczaśnięty drzwiczkami. Bęben obracał się i obracał, zakręcając rękaw aż w końcu całe to pranie wyrwało sprężynę mocującą kołnierz. Na szczęście zauważyłam to dość szybko i nie doszło do zalania.
Obejrzałam pralkę i doszłam do wniosku, że da się kołnierz umocować na powrót tą samą sprężyną tylko trzeba ją mocno naciągnąć.
Spróbowałam, ale nie dałam rady.
Wołam męża na pomoc, kilka razy - nie reaguje.
Idę i tłumaczę, że potrzebuję jego pomocy z pralką.
Wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie plecami.
Rozżalenie i wściekłość dodały mi sił i w końcu poradziłam sobie z tą sprężyną, a kilka godzin później miernota, który odmówił mi wcześniej pomocy, nastawił sobie swoje pranie. Bo miernota pierze tylko swoje rzeczy, mimo, że ja zawsze piorę i jego - wszystko co jest w koszu na brudne rzeczy.